poniedziałek, 11 lutego 2013

Django









 
REŻYSERIA: Quentin Tarantino
SCENARIUSZ: Quentin Tarantino
ROK PRODUKCJI: 2012
GATUNEK: Western
OBSADA: Jamie Foxx, Christopher Waltz, Leonardo DiCaprio, Samuel L. Jackson



FABUŁA
Django zostaje oswobodzony z niewoli przez łowcę głów Dr. Schultza, który potrzebuje jego pomocy w rozpoznaniu bandytów których ściga. Schultz w zamian  oferuje mu wolność i pieniądze, oraz pomoc w uwolnieniu żony. Django podejmuje współpracę pełną przygód która obu zaprowadzi do Candylandu, posiadłości bezwzględnego plantatora Calvina Candiego , organizatora walk niewolników i właściciela żony Django.


MOJA OPINIA
To był chyba najbardziej wyczekiwany ostatnio przeze mnie film. Tarantino zawsze był dla mnie gwarancją wspaniałej przygody, nieszablonowych dialogów, ciekawych zwrotów akcji i filmowych nawiązań. Jednym słowem, mogłem liczyć zawsze na to, że w filmie wydarzy się coś czego nikt by się nie spodziewał, coś co byłoby absurdem.

Film trwa 165 minut, i jest to jego zdecydowaną zaletą. Oczywiście jak wiadomo Tarantino fan westernów  Sergio Leone i nie tylko postanowił złożyć hołd temu gatunkowi biorąc na warsztat film Corbucciego z 1966r, o tym samym tytule, ale nie jest to remake, a raczej luźne nawiązanie.
Jak zresztą wiemy Tarantino tworzy swój własny styl, i tak jest równierz tym razem.
 Sceny akcji przeplatane są wędrówką, dwóch towarzyszy, rozmowami przy ognisku, czy tropieniem przestępców.
Jedną z pierwszych rzeczy jaka rzuciła mi się w oczy, a raczej "w uszy" to udźwiękowienie. Jest po prostu idealne, wszystko co dzieje się na ekranie słyszymy dokładnie, jak np scena nalewania piwa, czy też choćby położenia łyżeczki na talerzyku. O odgłosach strzałów, czy też galopu koni nie muszę nawet wspominać. Sprawia to wrażenie soczystości w połączeniu z obrazem.
   Dialogi  nie są tak rozbudowane jak w "Bękartach wojny", ale nie uznałbym tego za wadę, mamy tu kilka popisów krasomówczych, ale bez zbędnej przesady, jest w sam raz.
O aktorstwie napisano już chyba wszystko. Osobiście nie spodziewałem się, że Christopher Waltz, może stworzyć równie dobrą a może i lepszą kreację niż w "Bękartach wojny".
Już po 10 minutach filmu, przekonałem się, że byłem w błędzie. Postać którą wykreował jest jedyna w swoim rodzaju, por prostu zachwycająca. Nie gorzej wypada reszta ekipy.
Leonardo DiCpario zagrał kogoś innego niż zwykle, kogoś złego do szpiku kości, i świetnie to zrobił. Nie byłbym jednak w stanie powiedzieć, czy Samuel L. Jackson był słabszy.
   Jednym słowem wszyscy podołali zadaniu, również Jamie Foxx o którym piszę się najmniej, ze względu właśnie na kreację Waltza.
 Jak to u Tarantino który kocha kino mamy nawiązania do innych filmów które lubi.
I tak pojawia się w filmie utwór Verdiego, ten sam który słyszymy w otwarciu "Battle Royale", ulubionego obrazu Tarantino.
Broń z rękawa którą dobywa Waltz, przypomina taką jaką posługiwał się De Niro  w "Taksówkarzu".
 Sam Quentin zagrał mały epizod, ale z pewnością zapamiętamy go ze względu na finał.

Film polecam, fanom Tarantino, i w ogóle fanom kina. Zobaczcie i sami oceńcie.


MUZYKA
Soundtrack jest rewelacyjnie dobrany, mamy tu oczywiście wielkiego mistrza Morriconne, oraz Bacalova, których utwory mogliśmy usłyszeć we wcześniejszych filmach , Quentina Tarantino który jak zwykle wydobył mniej znane kawałki, perełki, które okazały się strzałem w dziesiątkę.
Najlepsze według mnie to:
 I got a name - Jim Croce
 Django (Theme) - Bacalov
 Freedom –Anthony Hamilton & Elayna Boynton
 Ain't no grave - Johnny Cash
To old to die young - Brother Dege

Sami zresztą przesłuchajcie, bo warto.

OCENA
9/10

CIEKAWOSTKI
Kurt Russel miał zagrać w filmie.

Jamie Foxx w filmie jeździł na swoim własnym koniu.

Film został nominowany do Oscara w 5 kategoriach, zabrakło jednak nominacji dla najlepszego aktora pierwszoplanowego, oraz dla najlepszego reżysera.


pozdrawiam


MaT




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz